Życie zweryfikuje mnóstwo rzeczy i pewnie jeszcze większej ilości nauczy poprzez doświadczenie.
fot. Łucja Cymkiewicz |
Skąd miałabym wiedzieć? Mimo szeregu dziwactw cechujących moją osobę (podobno), nie zostałam obdarzona darem jasnowidzenia. (I szczerze wątpię, żeby taki „dar” w ogóle istniał.) Prawda jest taka, że pojadę tam - TAM! - do miasta Łodzi, słynącego z szeregu złych opinii i równie wielu dobrych - trochę w ciemno. „Trochę”, ponieważ jadę do kogoś konkretnego, mam zapewniony dach nad głową i wsparcie oraz kilkoro znajomych, którzy już dali mi odczuć, że lubią mnie jako-mnie, a nie tyko dziewczynę swojego kumpla. Także nie jest źle. Zaplecze socjalno-mieszkaniowe jest bardzo okej. Przede mną jednak poważne-niepoważne (wciąż nie wiem, jak je ocenić; póki co, wydaje mi się niemal nie do przeskoczenia, a z drugiej strony jest to przecież najnormalniejsza rzecz na świecie) wyzwanie, pt. „poszukiwanie pracy”. I organizowanie dnia. Codziennie. W tym miejscu, które znam ledwo-ledwie i ani ciut więcej. Cieszę się, choć i lękam się!
No dobrze, teraz trochę mniej emocji, a więcej porządku: jestem absolwentką pierwszego stopnia filologii polskiej o specjalności medialno-redaktorskiej - zgadniecie na jakiej uczelni? No, dajemy na trzy - 1,2,3 - AJD. Zaskoczyłam Was? Nie sądzę. Wracając do tematu - tak się składa (a raczej - tak się złożyło, bo jednak jest to stan dokonany), że na pierwszym roku studiów wpadłam, jak śliwka w kompot w... echm, miłość. Poważnie. Tyle, że miłość moja została rozciągnięta między Częstochowę i Łódź, czyli liczy przeszło 150 km. Jednak miłość nie guma i nie było jej łatwo objąć aż takiego obszaru i nie popękać. Sama się dziwię, że wytrzymała tak wspaniale 2,5 roku.
Co prawda Łódź to nie żaden koniec świata i połączenia są dobre, i drogi niezgorsze etc., etc., jednak w przypadku związku dwóch osób mieszkających od siebie daleko, to de facto nie odległość, a czas ma większe znaczenie. Bo czas przynosi zwątpienie, niepewność, huśtawki nastrojów i to okropnie dołujące pytanie: CZY JEST SENS? Różnie to przebiega i różnie się kończy, są to kwestie indywidualne (a może „duetalne”?). W tym przypadku, gdy jedno miało wątpliwość, to drugie kopało go werbalno-emocjonalnie w dupę, przywoływało do porządku i wszystko dalej grało - a właściwie - brzdąkało, bo grać będzie na całego, gdy wspólne życie obok siebie uda nam się równie dobrze. Teraz już wiecie, o co chodzi.
Jestem normalną dziewczyną, normalną eks-studentką i normalnym młodym człowiekiem, który staje przed bramą, nad którą neonowe litery układają się w wyraz SAMODZIELNOŚĆ. I jak każda osoba na tym etapie życia jestem, kolokwialnie mówiąc, „podjarana” oraz zlękniona. Oto teraz życie zweryfikuje czy studia, które skończyłam pomogą mi na drodze zawodowej, a jeśli tak - czy przygotowały mnie do jej przebycia odpowiednio. Zweryfikuje w ogóle mnóstwo rzeczy i pewnie jeszcze większej ilości nauczy poprzez doświadczenie. Raz w miesiącu będę się dzielić swoimi doświadczeniami w luźny sposób i w luźniej formie. Między innymi dlatego, że pomoże mi to pozbierać myśli i zdystansować się do sytuacji. A przy okazji, będzie to dla Czytelników inny rodzaj spojrzenia na studia - bardziej jako ważny moment przejściowy, przedbieg do życia samodzielnego, niż jako najważniejsza-rzecz-w-życiu, przez którą spać ani jeść nie można ze stresu.
ŁUCJA CYMKIEWICZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cenimy Twoje zdanie, chcemy je poznać i będziemy bardzo wdzięczni za parę słów własnie od Ciebie. Nie krępuj się, pisz śmiało. Nie tolerujemy jednak komentarzy wulgarnych, nonsensownych, które niczego nie wnoszą. Takie komentarze będą usuwane.