PL EN O nas Facebook Twitter G+ RSS e-mail

palimpsest nr 8
ONLINE PDF
EPUB MOBI




















Diabeł tkwi w szczegółach. Szczególnie w tramwajach - Cudzoziemka w mieście Łodzi


Łódź. 
― Jak Ci tam jest?
― Dobrze ― odpowiadam nie bez lekkiego zawahania. Jest dobrze, to nie kłamstwo. Chociaż czasami jest wkurzająco. Nużąco trochę i nieco wciąż nie „po mojemu”. Nie od razu Kraków zbudowano, nie od razu w Łodzi się oswoję. Pracę znalazłam. W redakcji serwisu internetowego. Szczegółów nie zdradzę, bo mogłoby to być poczytane za niestosowność.  

fot. Łucja Cymkiewicz


Łódź to miasto specyficzne. Ta specyfika odzwierciedla się nawet w nazwach lokali i sklepów: „Pan tu nie stał”, „Zmiana tematu”, „Z innej beczki”… co rusz, na ścianach budynków oczy spotykają tego typu szyldy. Są też kamienice. Wysokie, potężne, zdobione i… zniszczone. Co prawda projekt „Mia100 kamienic” ma na celu ich renowację, jednak nie ukrywajmy – odnowienie całego miasta jest niemożliwe. A odnowienie naprawdę odczuwalne, czyli takie rzucające się w oczy, trwać będzie dziesiątki lat. No chyba, że na Łódź spadnie nagle złoty deszcz prosto z jednego z utworów grupy Bajm. Wtedy kto wie, kto wie…

Jeżdżę tramwajami. Codziennie. To bardzo zwyczajny aspekt dnia, jednak nawet w takim pospolityzmie można odnaleźć detale nie pasujące do znanych zwyczajów. W Częstochowie obowiązuje kilka rodzajów biletów okresowych mpk. Pomijając te krótkoczasowe, są jeszcze 14, 30 i 60-dniowe. Są też tzw. skarbonki czy, zgodnie z nomenklaturą ze strony MPK Częstochowa „Elektroniczne Portmonetki”. Generalnie posiadacz Częstochowskiej Karty Miejskiej musi przyłożyć ją do czytnika wsiadając i wysiadając z wybranego środka komunikacji. W przeciwnym razie, w przypadku kontroli, na wyświetlaczu Pana Sprawdzacza nie wyświetli się data i godzina upoważniająca do przejazdu. Całkiem logiczne. W Łodzi jest inaczej. Początkowo nie zwracałam na to uwagi. Później zaczęło docierać do mnie, że wsiadający do tramwaju w zasadzie nic nie robią. Panie z zakupami, babcie, panowie w garniturach, młodzież – wszyscy jak leci, wchodzą i zajmują miejsce. Tyle. „Niemożliwe, żeby wszyscy jechali na gapę!” – dudniło mi w głowie. Rozejrzałam się. Biletomat - jest. Kasownik - jest. Ale… hola, hola – a gdzie ten mały ekranik dołączony do kasownika na przykładanie karty? Nie ma!

Okazuje się, że w Łodzi bilet miesięczny, trzymiesięczny, półroczny lub roczny, w zależności od potrzeb i wyboru klienta, to MIGAWKA. Jest to oficjalna nazwa. Można ją kupić przez internet, zapłacić stosowną ilość pieniędzy, odebrać w wybranym punkcie miasta (najbliżej domu, lub pracy – gdzie tam kto sobie umyśli) i po prostu mieć w portfelu. W przypadku kontroli, należy powiedzieć jedynie, że migawka nie jest aktywna i kontroler ją aktywuje. Nic poza tym. Przez określoną ilość czasu ma się wyrąbane i jeździ się ot tak, nie pchając się ani do biletomatów, ani do kasowników. Ta dam! Też logiczne. I wygodniejsze. Kontroler widzi na ekranie datę zakupienia oraz wygaśnięcia biletu. („Migawka” od „migać się od czegoś”? Wcale by mnie to nie zdziwiło.)

Kolejną różnicą podróży tramwajem w Częstochowie i Łodzi są oczywiście tłoki. W Częstochowie, nabity tramwaj to rzadkość. Zdarza się to bowiem głównie w godzinach porannych, gdy młodzież z pobliskich wiosek rusza szturmem z przystanków PKS lub PKP do szkół. Tłocznie jest też czasami po południu gdy ta sama młodzież wraca. W Łodzi tłocznie jest niemal przez cały dzień. Rozluźnia się nieco w godzinach wieczornych. Ja, kursując najczęściej przed godziną 9:00, muszę niestety mierzyć się z przeładowaniem tramwaju. Niemal codziennie. Stałym elementem, ale nie przeważającym, jest młodzież dążąca do szkół lub na uczelnię. Sporą część stanowią starsze panie jadące na zakupy lub gdzieś tam indziej. Część osób, to po prostu codzienni rutynowicze, którzy jadą do pracy. Normalna mieszanka. Zawsze się też zdarzy niestety jakiś śmierdzący oblech. ZAWSZE. Po prostu ZAWSZE. I nie najgorzej jest, jak zdarzy się tylko jeden…

Tak czy inaczej, po przyjeździe do Częstochowy czuję, że jestem „u siebie”. Wysiadam z pociągu i dokładnie wiem dokąd pójdę, wiem, gdzie co jest i gdzie się czego spodziewać. Wiem, gdzie dają najbardziej smakujące mi grzane piwo, wiem, gdzie warto iść na kawę i się nie zawieść, wiem, gdzie jest najtańszy bilard w mieście. W Łodzi ciągle czuję się nieswojo. Nie zadomowiłam się tutaj i chyba szybko się nie zadomowię, chociaż „obco” już też mi tu nie jest. Na razie bilans wychodzi na 0.

ŁUCJA CYMKIEWICZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenimy Twoje zdanie, chcemy je poznać i będziemy bardzo wdzięczni za parę słów własnie od Ciebie. Nie krępuj się, pisz śmiało. Nie tolerujemy jednak komentarzy wulgarnych, nonsensownych, które niczego nie wnoszą. Takie komentarze będą usuwane.