Dawno, dawno temu, kiedy typowy Janek z ogólniaka odbierał z dziekanatu indeks i legitymację studencką, stając się tym samym typowym Jankiem z AJD, uczelniana rzeczywistość była o niebo prostsza niźli dzisiaj, kiedy od tytułu magistra dzieli go ledwie jeden letni semestr. Wtedy to bowiem wykładowcy zajmowali się wykładaniem, studenci studiowaniem, dziekanat… dziekanatowaniem.
Jeno „góra” zajęcia nie miała.
Dlatego też któregoś dnia bliżej nam nieznany Zeus z Olimpu szkolnictwa wyższego wpadł na pomysł, aby rozpieprzyć dotychczasowy porządek i dać po dupie każdemu z osobna, tj.: wykładowcy, studentowi, pani z dziekanatu.
Zeus ten, piernik wie jakim specyfikiem odurzon, orzekł: „dokumentujmy wszystko, co do dokumentowania zdatne”. I stało się, spadły gromy z Olimpu i uczelniane życie nagle stało się dziwnie nieznośne.
Zaczęło się skrupulatne dokumentowanie.
Dokumentacji zaczęły podlegać m.in.: zajęcia, egzaminy, postępy robione przez studentów; za każdą oceną, każdym wpisem w indeksie musiały kryć się stosowne dokumenty o najróżniejszej formie - od pisemnych sprawdzianów po komicznie wyglądające oświadczenia typu: „oświadczam, że wiem, iż jako student powinienem kształcić się przez całe życie(…)” (autentyk!), poświadczające uczestnictwo w wykładach wybranych jako przedmiot swobodnego wyboru.
W ten to sposób uczelniana rzeczywistość rozszczepiła się na rzeczywistość udokumentowaną i nieudokumentowaną, przy czym jedna z drugą tyle ma wspólnego, co kocie łby z baranimi. Innymi słowy, nieuniknionym skutkiem szału dokumentowania stała się gra pozorów, w którą, chcąc nie chcąc, grają wszyscy: od wykładowców, przez studentów, po panie z dziekanatu.
„Panie Janku, ja wiem, że pan to umie, ale mnie się wszystko w papierach zgadzać musi”. „Panie Janku, ja wiem, żeśmy przez cały semestr nic nie robili, ale muszę mieć jakieś dokumenty, co by się do mnie nikt nie przyczepił”. „Panie Janku, zróbmy tak: pan zrobi to, to i to, a do teczki z dokumentacją wrzucimy to, to i tamto”.
Nasz sympatyczny Janek z AJD wkrótce zakończy swój burzliwy związek ze szkolnictwem wyższym, mimo to spogląda pełnym współczucia wzrokiem na swych młodszych kolegów, którzy być może od nowego roku akademickiego zobowiązani będą, dajmy na to, do dokumentowania wyjść do toalet.
Albo i lepiej, do dokumentowania efektów takich wyjść…
ROMAN SIDŁO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cenimy Twoje zdanie, chcemy je poznać i będziemy bardzo wdzięczni za parę słów własnie od Ciebie. Nie krępuj się, pisz śmiało. Nie tolerujemy jednak komentarzy wulgarnych, nonsensownych, które niczego nie wnoszą. Takie komentarze będą usuwane.