PL EN O nas Facebook Twitter G+ RSS e-mail

palimpsest nr 8
ONLINE PDF
EPUB MOBI




















Problem współczesnego analfabetyzmu

Ponoć analfabetyzm to już skrajny problem i nie należy zaprzątać sobie nim głowy. Ale nic bardziej mylnego. Biorąc pod uwagę nowe rozumienie tego problemu, powinniśmy się niepokoić. Naprawdę.



Według statystyk, w Polsce czyta i pisze ponad 95% Polaków powyżej 15 roku życia. Wygląda to nieźle, choć tak naprawdę dotyczy to umiejętności, które niegdyś coś znaczyły, bowiem dziś pisanie i czytanie to nie wszystko. Jeśli dołożymy do tego statystyki czytelnictwa w naszym kraju, powinniśmy zastanowić się głęboko, co na przykład umiejętność czytania tak naprawdę znaczy.

Według badań Biblioteki Narodowej około 50 procent ludzi w roku poprzedzającym badanie nie przeczytało ani jednej książki, w głównej mierze są to ludzie z wyższym wykształceniem. Jak się okazuje, wcale nie przestaliśmy mniej czytać, po prostu nie wstydzimy się do tego przyznać, a to ze zwykłego przyzwyczajenia. Wysoki wynik bierze się też z inflacji akademickiej. Dziś zdobycie tytułu magistra to żaden kłopot, wystarczy tylko cierpliwość i mocne nerwy, więc coraz więcej osób ma dyplom. Tylko co z tego, skoro takie wykształcenie nie gwarantuje kompetencji kulturowych, naukowych i zawodowych? Ilu z nas może poszczycić się mianem inteligenta?

Jesteśmy bardzo ograniczeni, ubodzy i rozleniwieni. I sami dokładamy kolejne cegły do budowania wokół siebie muru niekompetencji. Irytując się na powszechne zidiocenie oraz obniżenie standardów, niewiele robimy w kierunku, by to zmienić, zwłaszcza w sobie. I niestety, akcje typu „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka” wcale nie prowadzą do snobizmu czytelniczego wśród tych, którzy nie czytają. A promowanie czytelnictwa wśród czytających jest nonsensowne.



Współczesny analfabetyzm
Od ponad dekady, według UNESCO, alfabetyzm należy rozumieć jako „zdolność do rozpoznawania, rozumienia, kreowania, analizowania, obliczania i praktycznego użycia tekstów/materiałów i danych, pisanych i drukowanych o różnym charakterze”. Zatem również definicja analfabetyzmu rozszerza się i nagle okazuje się, że współcześni „analfabeci”, często z dyplomem uczelni wyższej, nie potrafią sprostać wymogom kompetencyjnym XXI wieku.

Dziś do takich kompetencji można zaliczyć m.in. sprawne poruszanie się po sieci, wyszukiwanie informacji i odpowiednie ich wykorzystanie. Nie da się bowiem zgromadzić całej wiedzy, jaką dysponuje ludzkość. Współcześnie należy raczej umieć wiedzieć, czego i gdzie szukać, tylko że rzadko to wiemy, a kiedy już na coś trafimy, nie potrafimy ocenić, czy to się nadaje. Czytamy więc i wykorzystujemy wszystko „jak leci”, nie poddając materiału krytycznej analizie. Jesteśmy więc analfabetami funkcjonalnymi.

Co z tego, że potrafimy pisać i czytać, skoro ograniczamy się do krótkich wiadomości, powiadomień na Facebooku lub Twitterze? Co nam z takich umiejętności, jeśli wykorzystujemy je w okropnie niewielkim stopniu? Do tego dochodzi zubożenie języka, wulgaryzacja dyskusji, brak własnego zdania i tym podobne.

Żyjemy w świecie obrazu. I wcale nie od kilkunastu, czy parudziesięciu lat. Obraz towarzyszył człowiekowi od zarania dziejów, tylko że teraz zupełnie inaczej go wykorzystujemy. Zdaniem neurobiologa, Marcela Justa z Carnegie Mellon University w Pittsburgu, media elektroniczne skupione na przekazie wzrokowym są dla człowieka bardziej naturalne niż słowo pisane, przede wszystkim dlatego, że czytanie jest wytworem kultury, nie natury. Ponadto czytanie jest umiejętnością trudną do opanowania i wymaga kilku lat nauki.

Być może dlatego nie powinna dziwić tak powszechna popularność mediów (audio)wizualnych? Znacznie lepiej przyswoić krótki program telewizyjny, niż krótki tekst, nawet jeśli jego poziom nie jest bardzo wymagający. Potwierdzenia nie trzeba wcale szukać daleko. Powstaje jednak pytanie, czy oglądanie filmów niskich lotów rozwija nas w określonym kierunku, czy tylko zapewnia rozrywkę, o której „jakości” decyduje jedynie kryterium bezkonkurencyjności?



Widoczne zmiany w mózgu
Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na nasz mózg. Wiele badań wskazuje, że pod wpływem nowych mediów mózg przechodzi zauważalne zmiany. Przede wszystkim z powodu przesycenia informacjami. Atakuje nas bowiem lemowska bomba megabitowa i trudno się przed nią uchronić. O ile czytanie tekstu w znaczny sposób angażuje umysł (najbardziej ze wszystkich czynności poznawczych) i rozwija myślenie abstrakcyjne, o tyle współcześnie zmierzamy w kierunku wyraźnej konkretyzacji. Wiele informacji podaje się nam na tacy, co sprzyja lekturze rozproszonej (znacznej części tekstów nie czytamy do końca, często coś nas rozprasza, odciąga). Ponadto kierujemy się bardziej rankingami, polubieniami, kalkami myślowymi innych osób. Poruszamy się za upodobaniami innych, rezygnując z samodzielnego myślenia.

Wobec takich zjawisk, należy kategorycznie stwierdzić, że wiele nas ogranicza. Na całe szczęście możemy dodać, że stoi przed nami równie wiele możliwości. Internet jest jak każde inne narzędzie, odpowiednio wykorzystane będzie błogosławieństwem i stanie się pomocne. Nie można bowiem winić noża za to, że pewna ręka użyła go do morderstwa. Nie chcę prorokować o złym wpływie nowych mediów na literaturę czy w ogóle na kulturę, chcę jednak zauważyć, że nie należy ulegać ich negatywnym skutkom. Tym bardziej, że z przykrością dostrzegam tendencję do promowania tego, co łatwe, przyjemne, wizualne i niekoniecznie wartościowe.

MICHAŁ WILK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenimy Twoje zdanie, chcemy je poznać i będziemy bardzo wdzięczni za parę słów własnie od Ciebie. Nie krępuj się, pisz śmiało. Nie tolerujemy jednak komentarzy wulgarnych, nonsensownych, które niczego nie wnoszą. Takie komentarze będą usuwane.