Ministerstwo Edukacji Narodowej pod koniec listopada 2014 roku uznało, że obecnie to, co czytają uczniowie szkół podstawowych, po prostu się nie sprawdza. Dlatego ogłosiło ankietę w sprawie lektur dla najmłodszych, tak, by każdy miał wpływ na obowiązujący kanon. Na stronie Ministerstwa można zaproponować pięć pozycji, jest na to czas do 31 stycznia 2015 roku. My również postanowiliśmy wytypować książki, które naszym zdaniem nadawałyby się do szkół i nie tylko, bowiem czytanie powinno towarzyszyć dzieciom (i dorosłym również) nie tylko tam, gdzie się tego wymaga. Więcej szczegółów i regulamin przeprowadzania ankiety znaleźć można na stronie internetowej Ministerstwa.
JULITA PAROTNA
Moja propozycja lektur dla dzieci bazuje wyłącznie na własnym doświadczeniu czytelniczym. Tym z dzieciństwa, a także tym, które nabyłam już po otrzymaniu dowodu tożsamości. Bo przecież książki dla dzieci czytać mogą dzieci w każdym wieku (a przynajmniej tak mi się wydaje i tego się trzymam). Przefiltrowałam przeczytaną dotychczas literaturę dla dzieci i z ogromu książek, (z powodu ograniczenia wyboru do pięciu pozycji, większość musiałam odrzucić) wybrałam te, które podobały się i które mogłyby się spodobać małej Julitce kilkanaście lat temu:
Michał Lipszyc, Wyprawa w Mordęgi, czyli skąd się biorą słowa – wydana zaledwie trzy lata temu opowieść o jeżopiskach: Gdzie, Co i Jak, które cechuje niezwykła ciekawość świata, w którym żyją. Podobnie jak dzieci, małe jeżopiski pytają starszych: gdzie kończy się Jeżopuszcza?, czy: jak oddychają moraczki, skoro rosną pod ziemią? A teraz wybierają się w podróż w Mordęgi. Wędrują przez Pola Przejęzyczenia, zdobywają Szczyt Bezczelności, by dowiedzieć się skąd biorą się słowa? Przygody opatrzone są świetnymi ilustracjami Haliny Siemaszko.
Astrid Lindgren, Dzieci z Bullerbyn – pozycja numer jeden mojego szkolnego dzieciństwa. O ile ciężko było mi wyobrazić sobie dzieciństwo bez Awantury o Basię, Chłopców z Placu Broni, czy Karolci, o tyle zupełnie niemożliwym byłoby wyobrażenie sobie go bez Lassego wpadającego do jeziora, wyrwanego sznurkiem zęba Ollego i jagniątka Pontu. Opowieść o dzieciach, które bawiły się w stogach siana, a by kupić cukierki sprzedawały wiśnie, zdecydowanie przyda się pokoleniu tabletów i znajomych z portalów społecznościowych (nawet jeśli miałaby to być dla nich fantastyczna opowiastka).
Lewis Carroll, Alicja w krainie czarów – ten tytuł zaleciłabym jako lekturę w szkole podstawowej i ponownie – w liceum. Nie wiem, czy istnieje książka, która byłaby wyjątkową opowieścią fabularną i równocześnie pokazywałaby tak genialne wykorzystanie języka. Gry słowne, absurdalne żarty stosowane na różnych poziomach w połączeniu z matematycznymi odniesieniami sprawiają, że jest to jedna z moich ulubionych książek dla dzieci. Wyrażam wielką nadzieję, że moje dzieci spotkają się w szkole nie z opowieściami o chłopcu z Grenlandii, a prędzej wypiją herbatkę ze Zwariowanym Kapelusznikiem.
Jerzy Niemczuk, Opowieść pod strasznym tytułem – Mamuna, Tatun, Plonki, Wił i szereg innych postaci to bohaterowie opowieści, która łączy elementy baśni, średniowiecznego romansu rycerskiego i polskiego folkloru ze współczesnością. Odwieczna walka dobra ze złem ukazana w świeżej formie – nienachalnej, za to zabawnej, pełnej wdzięku i humoru. Tu znów poziomowi fabuły dorównuje poziom języka. Dialogi śmieszą i po prostu rozkładają na łopatki. Po lekturze zachęcam do obejrzenia ekranizacji opowieści z muzyką Pospieszalskich (Film pod strasznym tytułem).
Margery Williams, Aksamitny Królik – klasyka literatury amerykańskiej dla najmłodszych. Książka opowiada historię Aksamitnego Królika, czyli pluszaka, który marzy o tym, by być prawdziwym. Piękna opowieść, która uczy miłości bez względu na wygląd, wiek i „zużycie”.
MICHAŁ WILK
Propozycje, które przedstawię może nie będą przewrotne, rewolucyjne, pewnie nawet będą powtarzać obowiązujące listy lektur, lub sięgać do tych, które obowiązywały mnie, kiedy sam przechodziłem przez ten etap nauki. Nie mam wykształcenia pedagogicznego, nie znam się na standardach nauki najmłodszych, gdybym jednak miał zdecydować o tym, co mieliby czytać uczniowie najniższych klas, lub gdybym miał wybrać lektury własnemu dziecku, to właśnie poleciłbym poniższe. Do tego lista nie ogranicza się tylko do pięciu tytułów, bowiem gdybym mógł, rozszerzyłbym ją do kilkudziesięciu, a pewnie uzupełniałbym ją lub zmieniał przy każdej okazji, dlatego wolę potraktować poniższe typy, jako luźny i spontaniczny wybór. I nie potrafiłem zrezygnować z tej jednej, dlatego poniżej przedstawiam sześć książek.
Ferenc Molnár, Chłopcy z Placu Broni – ta książka, przypomina, że bawić się świetnie z powodzeniem można bez komputera i telewizji. Wspaniała przygoda, pełna emocji, dobry początek do znacznie większych i poważniejszych literackich wypraw.
Frances Hodgson Burnett, Tajemniczy ogród – za nieposkromione dążenie do spełniania marzeń. Tkwi w tej książeczce jakaś tęsknota za czymś więcej. Dzięki niej odkryłem przyjemność czytania nawet w okolicznościach, które temu nie sprzyjają (chorowałem wówczas na ospę, jak pamiętam), więc wierzę, że inni również mogą się nią (książką, nie ospą) zarazić.
George MacDonald, Królewna i Goblin – piękna, pouczająca historia, pozbawiona sztucznego i nadętnego moralizatorstwa. Uniwersalna i arcydzielna, choć chyba niedoceniana. Do tego uwielbiali ją np. Chesterton, Lewis i Tolkien, więc cóż jeszcze dodawać?
John R.R. Tolkien, Hobbit, czyli tam i z powrotem – nie oszukujmy się, świetna książka, a w związku z megaprodukcją Jacksona, może ktoś zainteresowałby się tekstem, a tym samym zaraził czytaniem. Sam przyznam, że od Tolkiena zaczęła się moja poważniejsza (w sensie bardziej świadoma) przygoda z czytaniem.
Jean-Jacques Sempé, René Goscinny, Mikołajek – przede wszystkim dlatego, że powinna być bliska młodemu człowiekowi, a do tego nie jest jednolitym tekstem, więc świętnie stymuluje zarówno oglądanie, jak i czytanie. Może też przyczynić się do innego - innego niż rozrywkowy - rozumienia komiksu, który, niestety, nie ma wielkiej i dobrej popularności, choć zasługuje na uwagę, bo znajdą się ambitne tytuły.
Roman Pisarski, O psie, który jeździł koleją – kto nie zna tej historii? Przepiękna książka, wzruszająca, do tego posiadająca niezwykłego bohatera. Nie pamiętam, kiedy ją czytałem, ale nie wyobrażam sobie bez niej dzieciństwa. Według mnie Lampo (do dziś pamiętam jego imię!) uczy pewnej wrażliwości, a to dość ważne.
JULITA PAPROTNA, MICHAŁ WILK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cenimy Twoje zdanie, chcemy je poznać i będziemy bardzo wdzięczni za parę słów własnie od Ciebie. Nie krępuj się, pisz śmiało. Nie tolerujemy jednak komentarzy wulgarnych, nonsensownych, które niczego nie wnoszą. Takie komentarze będą usuwane.