PL EN O nas Facebook Twitter G+ RSS e-mail

palimpsest nr 8
ONLINE PDF
EPUB MOBI




















VAPORWAVE: NA ZWOLNIONYCH OBROTACH

Wystarczy odpalić płytę winylową na gramofonie, zwolnić obroty, zgrać utwór, powycinać pętle, poustawiać i całość podpisać swoim pseudonimem. Ot cała sztuka muzycznej strony vaporwave’u. Co więc usprawiedliwia fakt, że vaporwave jest aktualnie jednym z najchętniej przywoływanych „internetowych” gatunków muzycznych?



Już sama nazwa vaporwave nie wzięła się znikąd – to przetworzenie komputerowego vaporware, oznaczającego oprogramowanie, które nie zostało jeszcze ukończone, choć pierwotna data premiery została dawno przekroczona. Najbardziej znanym przykładem tego typu oprogramowania była przez wiele lat gra komputerowa Duke Nukem Forever. Wiecznie funkcjonujący w fazie ukończenia, wielokrotnie przekładany produkt ostatecznie pojawił się na półkach w 2011, będąc jednym z największych rozczarowań w historii branży gier komputerowych. Nie chodziło nawet o czerstwy humor czy wysokie wymagania ze strony graczy wobec najnowszej części Duke’a. Twórcom nie udało się ukryć tego, że Duke Nukem Forever był spóźniony o kilka lat, co szczególnie widoczne jest w realizowanych w nim pomysłach. To gra sprzed lat wystylizowana na współczesny produkt, i tak bazujący w sporej mierze na sentymencie graczy. Z vaporwave’em nie jest inaczej, choć producenci muzyczni w bawieniu się taką stylizacją posuwają się znacznie dalej, w żaden sposób nie próbując jej ukryć. By jednak zrozumieć w pełni vaporwave należy przywołać wcześniejsze internetowe gatunki muzyczne bez których nie miałby prawa istnieć.

Powrót do przeszłości
„Razem z moim przyjacielem, Shamsem, żartowaliśmy na temat muzyki, którą tworzyliśmy i nazwaliśmy ją witch house’m, bo był to house oparty na okultystycznych motywach” – mówił Travis Egedy, producent znany jako Pictureplan, uznawany powszechnie za twórcę nazwy witch house. „To absurd, że ludzie traktują witch house jak gatunek muzyczny” – puentował, odcinając się od pozostałych twórców, sygnujących tak swoje produkcje. Vaporwave zapożyczył z tego gatunku przede wszystkim nieludzko zwolnione wokale. 

Gdy na scenie pojawili się tacy producenci jak Toro Y Moi czy Washed Out, trudno nie było wskazać najwyraźniejszej inspiracji w ich muzyce. Chillwave garściami czerpał z dorobku muzyki lat osiemdziesiątych – pełne pogłosów, synthpopowe proste, ale bardzo melodyjne utwory, brzmiące jakby były ograniczane przez starodawny sprzęt. Sentyment to klucz do zrozumienia chillwave’u i vaporwave’u. Bo vaporwave to przede wszystkim powrót do lat dziewięćdziesiątych. Ale w przeciwieństwie do chillwave’u nie tylko muzyczny. 

Bo w trzeciej inspiracji, seapunku, ważna była nie tyle sama muzyka, co liczne odwołania do lat dziewięćdziesiątych – graficzne i kulturowe. Motywy akwatyczne i amatorsko wyglądająca animacja 3D to kwintesencja seapunku. Nie można zapomnieć oczywiście o obecnych również w witch house’ie znakach Unicode. W pewnym momencie jednak mainstream zagarnął sobie seapunk. Z jego kultury czerpały Lady Gaga czy Azaelia Banks, przez co podziemni weterani zmuszeni byli ogłosić śmierć gatunku. Nie ma tego złego, bo spora część motywów została zapożyczona przez vaporwave. Obszar został jednak znacznie poszerzony – nie zdziwcie się, jeżeli w trakcie oglądania wizualizacji vaporwave’owej ujrzycie Windowsa 95 czy konsole Segi. 

Vektroid (Ramona Xavier), Floral Shoppe, Ramona Xavier 2011


Slow me down!
Pierwsza myśl, jaka przychodzi po usłyszeniu numery vaporwave’owego to „czy to żart?”. Absolutnym hymnem gatunku jest リサフランク420 / 現代のコンピュ(czyli Lisa Frank 420 / Modern Computing) z płyty Floral Shoppe autorstwa Ramony Xavier, ukrywającej się pod pseudonimem Macintosh Plus. Ale sampling w przypadku tej piosenki wręcz urąga inteligencji. Utwór ten to nic innego jak wycięte i ułożone kolejno po sobie pętle ze zwolnionego It’s your move Diany Ross. 22-letniej producentce utworu nie przeszkadzał nawet fakt, że pod koniec jednej z wyciętych pętli na ułamek sekundy słychać wejście wokalu. 

I choć Floral Shoppe ze swoją ikonicznie traktowaną okładką jest najczęściej omawianą vaporwave’ową produkcją, początków muzycznej strony zjawiska należy szukać w albumie Chuck Person’s Eccojams vol. 1 spod ręki Daniela Lopatina. Mowa o tym samym muzyku, który nagrywa płyty dla Warpa, stworzył album z Timem Heckerem i wyprodukował soundtrack do Bling Ring Sofii Coppoli. Wśród przerobionych piosenek na Chuck Person’s Eccojams vol. 1 znaleźć można The Four Horseman Aphrodite’s Child, Lonely Janet Jackson czy Me Against The World 2paca. W przeciwieństwie do większości producentów vaporwave’owych Lopatin poświęcił szczególną uwagę brzmieniu – ubrudzone brzmieniowo kompozycje tworzą wrażenie mocno mglistych, wręcz onirycznych. Na dodatek producent nie ograniczył się wyłącznie do zwalniania utworów. Ze spokojnie toczącej się kompozycji wyrwać potrafi nagła zmiana tempa, a pętle niekoniecznie zapętlane są równo, jakby celowo irytując słuchacza. Trudno nie zadać sobie pytania, na ile to jeszcze muzyka, a na ile niezdrowa fascynacja pitch-shifterem. 

Znane i lubiane kompozycje w wersjach vaporwave’owych to zresztą chleb powszedni. Jednym z czołowych tworów w tym stylu jest dostępny na YouTube mix stworzony przez niejakiego Black Wrista. Procesowi zwolnienia poddane zostały hity lat dziewięćdziesiątych. Vaporwave’owe wersje Coco Jambo i What Is Love? Proszę bardzo. Przypomina to niedawną modę na dubstepowe wersje znanych numerów z tym, że tam słuchacz miał do czynienia z cieniem inwencji.

Co z tym vaporwave’m?
Skoro wiec vaporwave jest taki mało kreatywny, co właściwie sprawia, że tyle się o nim mówi? Wspominane już epatowanie sentymentem do lat dziewięćdziesiątych? Na pewno. Rozpoznawalne od pierwszych taktów melodie? Niewątpliwie. Ale centralnym punktem jest idea, stojąca za muzyką. A raczej idea stojąca za ideą. 

Krytycy muzyczni zupełnie poważnie lubią postrzegać płyty vaporwave’owe w kategoriach buntu przeciwko konsumpcjonizmowi czy kapitalizmowi, co też w materiałach prasowych podkreślają sami twórcy. Tylko czy zwykłemu słuchaczowi naprawdę tak łatwo uwierzyć, że spowolnienie znanego utworu, wycięcie z niego kilku pętli i lekka obróbka to artystyczny manifest, traktujący o realnych problemach współczesnego świata? Szczególnie, gdy temat pociągnięty jest przez kilkaset płyt? Dlatego nie da się ukryć – vaporwave ma charakter prześmiewczy, zwracający szczególną uwagę na problem usprawiedliwiania ideą wątpliwej jakości tekstu kultury, zwiększając teoretycznie jego wartość.

„To nie jest nawet branie starej piosenki i próba zrobienia z niej nowego utworu – to tak jakby zwolnione, klubowe wersje piosenek” – krytykował Floral Shoppe Anthony Fandano, krytyk muzyczny, będący bożyszczem internetu. Bo gdyby wyrwać z vaporwave’u warstwę ideologiczną, okazuje się, że mamy do czynienia z utworami bardzo słabymi, pozbawionymi świeżości i emocji, wychodzących od samego twórcy. A jedyne zalety wynikają z dobrego materiału źródłowego. Dlatego vaporwave jest zjawiskiem ciekawym do obserwowania, ale muzycznie wyczerpującym się po maksymalnie kilku utworach.

RAFAŁ SAMBORSKI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenimy Twoje zdanie, chcemy je poznać i będziemy bardzo wdzięczni za parę słów własnie od Ciebie. Nie krępuj się, pisz śmiało. Nie tolerujemy jednak komentarzy wulgarnych, nonsensownych, które niczego nie wnoszą. Takie komentarze będą usuwane.